Zapraszamy na kolejne spotkanie Klubu Filmowego ALE NAKRĘCONE!!!

Odsłony: 1934

 

 

 

czas: 140 min.

gatunek: dramat

produkcja: Rosja

premiera: 2014

reżyseria: Andriej Zwiagincew

scenariusz: Oleg Negin, Andriej Zwiagincew

 

Kola, jego młoda żona Lila i syn Roma stają w obliczu eksmisji z własnego domu. Z pomocą znajomego prawnika Kola walczy ze skorumpowaną strukturą władzy.

 

Kola mieszka z młodą żona Lilą i nastoletnim synem Romą w małym miasteczku nad morzem w północnej Rosji. Ma stary drewniany dom, położony nad zatoką, który odziedziczył po ojcu. Mer miasteczka Wadim Szelewiat, w którego gabinecie wisi na ścianie portret Władimira Putina, wygrał z Kolą sprawę sądową i zamierza wyrzucić go z domu. Na pomoc przybywa Dimitri – znajomy prawnik z Moskwy, który wie jak uratować majątek Koli. Rozpoczyna się walka o przetrwanie ze skorumpowaną strukturą władzy, która zaczyna być coraz bardziej agresywna. Sytuacja się komplikuje, gdy prawnik okazuje się kochankiem Lili. Brutalna miasteczkowa klika zmusza go do wyjazdu, a rodzina Koli zostaje sam na sam z bezwzględnym, pożerającym wszystko Lewiatanem, którym okazuje się współczesna Rosja.

 

Prochem jesteś

W "Lewiatanie" Andrieja Zwiagincewa niektóre lokacje niepokojąco przypominają Zonę ze "Stalkera" Tarkowskiego. Nie ma tu jednak Tajemnicy, nie sposób odnaleźć komnaty marzeń. Świat naszkicowany przez reżysera "Powrotu" traci swój ciężar metafizyczny na rzecz do bólu prawdziwego zderzenia z rzeczywistością. Obie sfery – duchowa i realna – przenikają się wzajemnie sprawiając, że "Lewiatan" staje się kolejnym krokiem Zwiagincewa na apokaliptycznej pustyni, na której wołanie człowieka wydaje się stopniowo cichnąć. Nie ma racji recenzentka pisząc, że rosyjski reżyser odchodzi od metafizyki w stronę realizmu. Tak w "Powrocie", jak i w "Elenie" realna sfera życia została z ogromną pieczołowitością uwypuklona; zakamuflowana pod metafizycznym welonem była ciągle w twórczości Zwiagincewa obecna. W najnowszym jego filmie powraca ze zdwojoną mocą oddziaływania, doskonale kontrastując z symboliką przekazu. Czy spinające "Lewiatana" sekwencje ujęć, pokazujące nieprzyjazne nadbrzeże, na którym można dostrzec wraki rybackich łodzi, nie są w swej metaforze pejzażem powstałym po działaniu tytułowej bestii? Czy potwór wtargnął w nasze życie na tyle, że nie możemy go powstrzymać? Zanim odpowiemy na te pytania, musimy zmierzyć się z wszechobecnym cierpieniem, pod którego ciężarem załamuje się ludzkie życie.


Kola (ujmujący w aktorskiej prostocie Aleksey Serebryakov) jest mechanikiem samochodowym w jednej z rosyjskich, nadmorskich wiosek. Prowadzi on gospodarstwo domowe ze swoją drugą żoną, nostalgiczną i zagubioną Lilją (Elena Lyadova), i dorastającym synem z poprzedniego małżeństwa – Romą (Sergey Pokhodaev). Dacza Koli stanowi obiekt pożądania miejscowego mera, Wadima (Roman Madyanov), który chce ją przejąć po niższej niż rynkowa cenie po to tylko, by miejsce to zrównać z ziemią i przeznaczyć do celów rozrywkowych. W beznadziejnym położeniu głównego bohatera pomocną dłoń wyciąga przyjaciel Koli z czasów wojska (Vladimir Vdovichenkov), który jest obecnie moskiewskim prawnikiem z szerokim spektrum kontaktów w obrębie władzy. Protagonista, w swojej naiwności, obdarza zaufaniem i pomocą czerpiących z tego faktu do granic miejscowych milicjantów, którzy pod płaszczem troski o tę relację przemycają egoistyczne cele. Sądowa apelacja Koli w sprawie odebrania mu ziemi uruchamia efekt domina – życie głównego bohatera zostaje wystawione na najcięższą próbę w każdej możliwej sferze. Zwiagincew, tworząc tryby tego procesu, reinterpretuje Księgę Hioba w osobliwy sposób: sens płynący z cierpienia, ukazanego w biblijnym pierwowzorze, staje się u rosyjskiego reżysera pustką, nicością, pozbawioną istoty doświadczania udręk drogą przez ciemną stronę człowieczeństwa.


 

Siła "Lewiatana" polega na jego mozaikowej strukturze, której elementy z ogromną starannością dobierał Zwiagincew. Film Rosjanina pozwala dokonywać różnorodnych interpretacji, czerpiąc z niezwykle wielowymiarowego przekazu, zawartego w tym dziele. Najbardziej aktualną płaszczyzną odczytywania "Lewiatana" wydaje się perspektywa polityczna. W sobie tylko znany sposób Zwiagincew pozyskał środki z rosyjskiego Ministerstwa Kultury, by stworzyć film, który jest w istocie krytyką państwa kierowanego przez Władimira Putina. Korupcja, wyroki sądowe, czy bezwzględne działania służb są tu tylko nielicznymi z przejawów gargantuicznego rozmiaru putinowskiego chaosu. Wydźwięk ten doskonale kontrastuje z jedynym obrazem rosyjskiego prezydenta, wykorzystanym w "Lewiatanie", z którego władca dobrotliwie spogląda na petentów w biurze Wadima. Jest coś niezwykle niepokojącego w najbardziej sugestywnej scenie filmu, w której upojeni alkoholem milicjanci wraz z Kolą przeglądają portrety byłych przywódców ZSRR i Rosji, do których mają zamiar strzelać dla zabawy. Nie ma tam obrazu Putina, gdyż ciągle jest "za mało historycznej perspektywy". Pokłosie stylu zarządzania państwem w wykonaniu rosyjskiego prezydenta jest jednak w "Lewiatanie" obecne wszem wobec, uzewnętrzniając się w bezwzględnych działaniach różnorakich władz. Widz odczuwa olbrzymi dyskomfort konstatując, że nie ma tu przestrzeni na godne życie. Kto raz przekroczy kruchą granicę igrania z możnymi, zostanie ofiarą – niczym rozbitek przed paszczą Lewiatana. Jakakolwiek próba walki z niesprawiedliwością staje się w swej istocie groteskowa. Czyżby więc droga samorozwoju jednostki miała wieść przez szeroko pojętą duchowość?


W "Lewiatanie" kilkukrotnie pojawiają się ikoniczne podobizny Chrystusa, uderzające swą przenikliwością. Dusza ludzka jest jednak rozdarta; Zwiagincew wydaje się opowiadać po stronie marności płynącej z kryzysu duchowego jednostki. Dawne budynki sakralne służą dziś jako miejsce spotkań młodocianych przestępców, a hierarchowie Cerkwi wygłaszają pompatyczne przemówienia o prawdzie do miejscowych władz, które to upiorną wariację na temat potęgi braterskiej miłości wcielają w życie w kontaktach z maluczkimi. Reżyser nie chce jednak oskarżać ani Boga, ani żadnego innego Absolutu. Dla niego największe zło płynie od i do człowieka. Nie dziwi więc, że Zwiagincew piętnuje sojusz tronu i ołtarza, który jest de facto jednym z fundamentów istnienia putinowskiego państwa. Co więcej, tracący wszystkie punkty odniesienia Kola nie odnajduje – w przeciwieństwie do biblijnego Hioba – sensu obcowania z cierpieniem, nie mówiąc o zadośćuczynieniu za stan, który go spotkał. Świat nakreślony przez rosyjskiego reżysera jest jednocześnie tak przerażająco ogromny w swym wydźwięku, jak i hermetyczny. Człowiek jest bezsilny, targany przez mechanizmy oddziaływania Lewiatana jak uderzające o brzeg fale. Należy porzucić wszelką nadzieję, gdyż w tym świecie nie ma miejsca na najmniejszą nawet moralną poprawę stanu rzeczy.

Dla przełamania fatalistycznego wydźwięku płynącego z "Lewiatana" najważniejsze może być to, czego na ekranie nie widać. Totalny świat ukazany przez Zwiagincewa wydaje się zmierzać w kierunku implozji, która pochłonie bezwzględne władze, hipokryzję Cerkwi i zło zawarte w nas samych. Nieprzypadkowo w jednej ze scen pojawiają się rozrzucone na plaży kości potężnego stworzenia, na które spogląda Roma – chłopiec, który dopiero zmierzy się z Bestią w dorosłym życiu. "Lewiatan", choć obrazuje bezsens płynący z doświadczania cierpienia, paradoksalnie staje się wiwisekcją motywacji jednostki we współczesnym świecie, z całą jego tragicznością, potężną skalą nieszczęść i wzrastającą liczbą wojennych teatrów. Film Zwiagincewa jest niezwykle aktualny, ale przestrzegam przed akcentowaniem jedynie antyputinowskiego wymiaru dzieła rosyjskiego reżysera. Uniwersalność najnowszego obrazu twórcy "Eleny" pozwala nam na zrozumienie mechanizmów rządzących także naszym poletkiem – politycznym, społecznym, ekonomicznym. Choćby dla tego wzbogacenia naszego postrzegania rzeczywistości warto zapoznać się z "Lewiatanem" – potworem, który może pochłonąć każdego z nas.



 

Film, którego Rosja się boi

 

„Lewiatan” przegrał walkę o Oscara z „Idą”, ale dla jego twórców to nie jest główny powód do zmartwień. Od 18 marca z POLITYKĄ będzie można kupić film, na który w Rosji wciąż trwa polityczna nagonka.

 

Po zabójstwie opozycjonisty Borysa Niemcowa „Lewiatan” jawi się jako dzieło wręcz prorocze. Mierzy się z propagandą pseudopatriotycznego szaleństwa à la Putin i stanowi encyklopedię prawdziwego życia współczesnej Rosji. Pokazuje, jak państwo, czyli tytułowy biblijny moloch (opisany w „Raju utraconym” Miltona jako szatan), rozkwita na trupie prostego rosyjskiego człowieka, który odsłużył wojsko, założył rodzinę i naprawia samochody. Bohater deptany i poniżany przez skorumpowanych urzędników, sprzedajnych sędziów, nękany przez zabezpieczającą ich interesy milicję, znikąd nie otrzymuje pomocy. Niewierna żona też od niego odchodzi. Nieznający miłosierdzia prawosławny ksiądz zamiast stać po jego stronie, dawać nadzieję, głosi pochwałę władzy, która pochodzi od Boga. Błogosławi bierność i pokorę.

Andriej Zwiagincew punktuje ten upiorny proceder unieszczęśliwiania maluczkich na przykładzie sporu o niewielką posiadłość położoną na obrzeżach Morza Barentsa, którą upatrzył sobie mer guberni. Osadzoną w gogolowsko-czechowowskiej tradycji gorzką przypowieść o pożeraniu planktonu można nazwać współczesną wersją Hioba, tyle że bez happy endu. Albo kompromitacją mitu odradzającej się religijności Rosji.

Wszystkie grzechy „Lewiatana”

Jakim cudem w kraju cenzury i propagandy powstał tak bezlitośnie krytyczny film? Mało kto pamięta, że do nakręcenia „Lewiatana” zainspirowała Zwiagincewa historia spawacza Marvina Johna Heemeyera z Kolorado, weterana z Wietnamu, któremu rozbudowująca się cementownia starała się odebrać dom. Doprowadzony do rozpaczy, wsiadł w buldożer i rozwalił 13 budynków fabryki, a potem się zastrzelił. Historia była na tyle uniwersalna, że mogłaby się wydarzyć i w Rosji. Ale tu została przyjęta goręcej niż gdzie indziej.

Obraz mafijnego państwa i zdegenerowanego Kościoła wspierającego bezprawie był miażdżący, więc rosyjską premierę „Lewiatana” wielokrotnie przekładano. Po nagrodzie za scenariusz w Cannes w ubiegłym roku film Andrieja Zwiagincewa bez nagłaśniania wyświetlono w kilku peryferyjnych kinach. Następnie, pod pretekstem wejścia w życie nowej ustawy zakazującej używania publicznie słów uznawanych za nieprzyzwoite, po paru dniach błyskawicznie odłożono film na półkę. W czerwcu zapowiadano, że otworzy moskiewski festiwal, co nie nastąpiło. Zbiegło się natomiast z sankcjami Zachodu i protestami przeciwko stosowaniu cenzury wobec artystów.

Przeciwko filmowi, którego wtedy prawie nikt w Rosji jeszcze nie widział, rozpętano bezprecedensową kampanię. Twórcom zarzucono w zasadzie wszystkie możliwe grzechy: od szkalowania własnego kraju po rusofobię i zdradę. Gdy jesienią „Lewiatan” wygrał festiwal w Londynie (rok wcześniej triumfowała tam „Ida”), kontrolowana przez władzę prasa informowała, że premiera odbędzie się 13 listopada. Szybko się jednak z tej daty wycofano.

Premierę oprotestował sam minister kultury Władimir Medinski. Nie spodobało mu się wszystko, a najbardziej picie wódki z gwinta. U nas człowiek w taki sposób się nie zachowuje – grzmiał szef resortu, powtarzając to, na co wszyscy czekali, że „Lewiatan” jest antyrosyjski i powstał na zlecenie służb Zachodu, by podtrzymywać negatywny wizerunek rosyjskiego narodu.

Krytycznym tonem szybko zarażono lud. W obronie sojuszu ołtarza i tronu stanęła armia partyjnych urzędników. Kierowani szlachetnymi pobudkami patrioci z Samary w specjalnie wystosowanym liście do obwodowego resortu kultury domagali się zdjęcia ze stanowiska kierownika miejscowego teatru akademickiego Walerija Griszki, który zagrał w „Lewiatanie” postać cynicznego popa podżegającego filmowego mera do nadużycia władzy. „Jak można żyć za pieniądze z budżetu i jednocześnie brać udział w oczernianiu rosyjskiej władzy i Cerkwi prawosławnej?” – pytali retorycznie autorzy listu, dając wyraz swojemu oburzeniu. Obraz Zwiagincewa nazwali utworem niskiej próby, gdyż stawia – ich zdaniem – rosyjskie państwo i Cerkiew prawosławną wyłącznie w negatywnym świetle.

W tym samym duchu wypowiedział się petersburski deputowany Witalij Miłonow w pełnym dezaprobaty liście do premiera Dmitrija Miedwiediewa. Określił „Lewiatana” mianem ideologicznej dywersji i postulował zwrócenie przez reżysera oraz producenta Aleksandra Rodnianskiego kosztów realizacji tego wyjątkowo szkodliwego dzieła dotowanego, nie wiedzieć czemu, przez rosyjskie ministerstwo kultury. Poparł go lider komunistów Giennadij Ziuganow. Przy czym odwołał się on do znanej i cenionej stalinowskiej tradycji, żądając, by twórcy „Lewiatana” publicznie przeprosili za to, co zrobili.

Wyglądająca na sabotaż akcja nominowania „Lewiatana” do Oscara przez rosyjski komitet filmowy okazała się w istocie decyzją przypadkową, za którą nikt nie chciał potem wziąć odpowiedzialności. Pewniakiem był inny tytuł, dobrze widziany przez urzędników państwowych dramat „Białe noce listonosza Aleksieja Trapicyna” Andrieja Konczałowskiego, nagrodzony we wrześniu ub.r. na festiwalu w Wenecji za reżyserię. Ku zdumieniu zrozpaczonego komitetu Konczałowski wycofał w ostatniej chwili kandydaturę swojego filmu. „Tyle razy krytykowałem Amerykańską Akademię, że nie wypada mi teraz ubiegać się o Oscara” – napisał w oświadczeniu. Nie wiadomo, czy kryła się za tym jakaś gra. Ponieważ nie było poważniejszych kontrkandydatów, a forsowana przez środowisko komedia „Gorzko” okazała się niesłychanie płytka i banalna, w tajnym głosowaniu wygrał „Lewiatan”.

Cenzura: „bo tak nakazuje prawo”

Rosyjskie media za wszelką cenę starały się przemilczeć zagraniczne sukcesy filmu Zwiagincewa. Nie cytowały więc entuzjastycznych recenzji publikowanych w „Guardianie” („arcydzieło”) czy branżowym miesięczniku „Sight and Sound” („genialny”). Udało im się nie odnotować nominacji do Złotego Globu. Nawet gdy okazało się, że film wygrał rywalizację z naszą „Idą”, nie czyniono z tego żadnej sensacji. Wacław Radziwinowicz, korespondent „Gazety Wyborczej”, donosił, że „Wiesti”, główny wieczorny program informacyjny kanału Rossija 1, dopiero na zakończenie 45-minutowej audycji wspomniał o prestiżowym wyróżnieniu. Warto dodać, że w długiej historii Złotych Globów przyznawanych przez Stowarzyszenie Zagranicznych Dziennikarzy akredytowanych w Hollywood Rosjanie dostali tę nagrodę tylko raz.

Ostatecznie „Lewiatan” wszedł do rosyjskich kin dopiero 5 lutego br., gdy zaczęły już krążyć pirackie kopie w internecie. Z sondaży przeprowadzonych po ogłoszeniu oscarowych nominacji wynikało, że znacznej części potencjalnych widzów pod wpływem agresywnej propagandy niespodziewanie odeszła ochota na oglądanie „wrogiego” tytułu, który i tak dystrybuowany jest w okrojonej wersji. Według danych uzyskanych od agentki reżysera do 1 marca obejrzało go 335 448 widzów (film zarobił prawie 89 mln rubli). A zgodnie z wprowadzoną w maju ustawą wszystkie językowe wulgaryzmy zawarte na ścieżce dźwiękowej skrupulatnie wypikano. Aktorzy poruszają ustami, lecz nie słychać, co mówią. Zasadniczo wymowa przez to się nie zmieniła, cel jednak osiągnięto. Upokorzony reżyser Andriej Zwiagincew, mimo stanowczych zapewnień, że nie zgodzi się na żadne ingerencje cenzury, musiał ustąpić, „bo tak nakazuje prawo”. – To dla niego bolesne, osłabia emocjonalnie film – skomentowała stanowisko reżysera jego agentka.

W wywiadach udzielonych rosyjskiej prasie Zwiagincew tłumaczył, że w istocie nie chodziło mu o krytykę rosyjskiego społeczeństwa, tylko o jego uzdrowienie. Recenzenci jak ognia unikali interpretowania filmu w kontekście bieżących wydarzeń politycznych. Skupili się na ponadczasowym aspekcie relacji człowiek–Bóg. Większość pisała enigmatycznie, że reżyser drąży temat „Lewiatana i Hioba w nas oraz ich odwiecznej walce”.

Swoje dołożyła oczywiście również Cerkiew. Duchowni konsekwentnie oskarżali Zwiagincewa o obrazę uczuć religijnych. Dotąd domagali się zakazu rozpowszechniania „Lewiatana”, aż w głowach polityków zrodził się chytry plan jeszcze bardziej zaostrzający kontrolę, w szczególności tego, co robią i mówią filmowcy, gdy władza na nich nie patrzy. Ideałem byłoby stworzenie systemu na wzór hollywoodzkiego ze sprawdzonym przyjacielem Putina Nikitą Michałkowem w roli hunwejbina, który gwarantuje odpowiednią selekcję projektów, sprawiedliwy podział państwowych dotacji oraz prowadzenie właściwej polityki historycznej.

Zastanawiając się na łamach „Komsomolskiej Prawdy”, ulubionej gazety Władimira Putina, nad oscarowymi szansami, Jelena Popowa doszła do wniosku, że członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej są jednak znacznie mniej wyczuleni na politykę niż wąskie grono sztokholmskich ekspertów przyznających literackie Noble. „Na pięciu laureatów z Rosji trzy Noble przypadły wygnańcom: Buninowi, Brodskiemu i Sołżenicynowi, zaś pozostałe dwa powieściom »Doktor Żywago« oraz »Cichy Don« o buncie przeciwko rosyjskiej władzy”. Według Popowej dyskusja wokół Nobli mało kogo dziś tak naprawdę obchodzi. „Książek się nie czyta. Filmy oglądają wszyscy” – konkluduje ze smutkiem.

Janusz Wróblewski Tygodnik POLITYKA 10 marca 2015

 

 

Andriej Zwiagincew

 

data urodzenia:

1964-02-06 (51 lat)

miejsce urodzenia:

Nowosybirsk, ZSRR (obecnie Rosja)

stan cywilny:

żona Irina Grineva (rozwód)

 

 

Urodził się w 1965 r. w Nowosybirsku. Po ukończeniu szkoły teatralnej grywał niewielkie role w tamtejszym teatrze młodego widza. Na przełomie lat 80. i 90. studiował w szkole teatralnej przy GITIS. By zarobić na utrzymanie podejmował się rozmaitych dorywczych prac m. in. jako stróż. Zrealizował monodram na podstawie "Wspomnień z domu umarłych" Fiodora Dostojewskiego, wystawionego na deskach GITIS. Jest także autorem prezentowanej w Domu Aktora na Arbacie inscenizacji na podstawie opowiadań Cortazara. Występował również w kinie w rolach epizodycznych. W roku 2000 zrealizował kilka odcinków serialu "Czarny pokój".

filmografia

 

reżyser

 

2014

       
         
 

Lewiatan
Leviafan

5 nominacji

 

2011

     
 

Elena

1 nagroda i 2 nominacje

 

2011

     
 

Tajemnica
Tayna

1 nominacja

 

2009

     
 

Apocrypha

 

2007

     
       
 

Wygnanie
Izgnanie

4 nominacje

 

2003

     
 

Powrót
Vozvrashchenie

1 nagroda i 2 nominacje

 

2000

     
 

Czarny pokój
Chyornaya komnata (serial TV 2000 - 2001)