Kronika poetycka do 07.2007

Odsłony: 11530

Spis treści

  K R O N I K A   P O E T Y C K A  



Nauka latania

a kiedy wziął książkę
otworzył srebrne jak siwe włosy
skrzydła
i nad doliną Węgierki
nad łbami
wykreślać zaczął świetliste piruety pojmowania
puchowe meandry wątpliwości
ogniste miecze prawd
rozedrgał niebo
i…
okazało się że
nie widzieli nic
bo wpatrzeni w siebie
i na kurzych skrzydełkach
o Jezus Maria
też pięknie wywijają
    Jan Lis - 26-06-2007 14:41:4


Kultura Przasnyska

Poezja
w poezji chaos panuje
nie ma autorytetu
potrzebny krytyk
fachowiec
wyrocznia dla poetów
w szmirze się tapla anarchia
tupeciarstwem podszyta
wiersze, wiersze, wierszydła
i przestrzeń chłamem pokryta

Malarstwo
malarze pędzle rzucili
piją całymi nocami
zmęczeni walką
nie muszą
być malarzami

Rzeźba
świątek dłubany z topoli
zastygł wpół drogi
bez twarzy
nie odgadniesz
zmartwiony
wystraszony
czy marzy
a może na cud czeka
bryłą niemą, bezoką
wpatrzony w bez wyraz świata
czeka aż nada mu formę
psychodeliczny tata

Fotografia
fotografia broni się nadal
metodą podjazdową
zalecza rany i bykiem
uparcie w mur wali głową

Teatr
teatr tu należy
cała chwała do młodzieży
kwestie kują
recytują
scenografie projektują
potem grają
chandry mają
po maturach wyjeżdżają
za dwa lata jak Bóg da
będzie afisz
Teatr gra....

Muzyka
cóż muzyka, jak muzyka
raz ją słychać, raz zanika
i pod wiatr trwa
w swojej klasie
Przeciąg
rozciągnięty w czasie

Rada kultury
rada nie ma żadnej rady
nad czym radzić
bez przesady
niech „artyści”
te niemoty
wezmą, że się do roboty
a nie ciągle z głową w chmurze
pieprzą bzdury o kulturze
każdy w całym dziury szuka
każdy, region, twórczość, sztuka
zaperzają się
się plują
urzędników nie szanują
no a przecież, bądźmy szczerzy
od urzędu świat zależy.
    Jan Lis - 05-03-2007 12:18:0



Nie rzucim ziemi

Kto miał rozum, to uciekł i już raczej nie wróci,
po to żeby tu osiąść na stałe.
Gdy uważnie się patrzy,
tylko ja nieudacznik,
nieporadny – w Burlandii zostałem.

W pustogłowiach zakładam ogrody,
wbrew naturze, z Syzyfa uporem
i znów świnia czy wrona,
wyżre wszystkie nasiona
i nadzieje „oleje”... roztworem.

Owszem, jest mi tu straszno i zwiewno.
Stawiam żagle i zrywam kotwicę,
lecz przykuty na cumie,
machnąć ręką nie umiem,
zebrać klocków i pruć za granicę.

Zaprzyjaźnię, oswoję się z MOPS-em,
gładko przełknę eliksir skundlenia.
W głębi oczu, co milczą,
zgaszę naturę wilczą,
nie odgryzą łaskawcy ramienia.

Będzie boleć, lecz dotrwam do końca,
ślepy, głuchy, milczący, skruszony,
skamieniały i szary,
posąg starej fujary,
naiwniactwu na chwałę wzniesiony.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:02:3


Na płasko

Gniecie mnie pewna analogia.
Nie bierze mnie angelologia.
Więc podpowiada mi logika,
że musi wziąć satanistyka.
Przeto miast górnych półek – wolę,
to co znajduje się na dole.

Mnie tam liryka nie rozczula,
najbliższa duszy koszula.
Dostaję lotów, skrzydła czuję,
kiedy kabaret występuje,
bo jego klimat mnie kręci.
Mam wszystkie skecze w pamięci
i widzę z wyprzedzeniem
co się stanie na scenie.

Jeśli wystarczy mi sił
będę się śmiał w przód i w tył.
W przypływie dobrego humoru,
obyłbym się bez aktorów.
Po co mi w ogóle ci błaźni,
mogę się śmiać z wyobraźni.
Wciąż uśmiech na twarzy nieść zdrowy,
jak typowy głupek miastowy,
który jeden ma zakres fal.

Łopatologia! ( ) Angelologia?
Co proszę? Jaka dal?
    Jan Lis - 06-01-2007 16:02:5


Halinie Frąckowiak

Pewien krytyk, wizjoner, w Lublinie,
Twierdził, że czar muzyki – zaginie.
Opanuje Świat techno!
A kto nie chce, to niech no,
Da mikrofon Frąckowiak Halinie.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:04:3



Opłatek 2005

Gdyby tak zechciał Jezus mały,
z jasełkowego przedstawienia.
Cud sprawić i dla Bożej chwały,
zrealizować nam życzenia.

To byśmy wszyscy w dobrym zdrowiu,
szczęśliwie żyli lata całe.
Każdy z nas miałby cztery kąty,
piec ciepły i dochody stałe.

Gdybyśmy sobie zasłużyli,
szlachetną myślą i czynami.
To bez wątpienia mały Jezus,
przepyszną kutię jadłby z nami.

Ale my grzeszni, bałamutni,
ale my przecież tylko ludzie.
Życzeniem – szczodrze obdarzamy,
lecz nie ma mowy tu o cudzie.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:04:5


Przetarg


Upadają mocarstwa.
Ostre szczyty gór giną,
więc normalną jest rzeczą,
że umarło nam kino.

Po ostatnim seansie
ludzie poszli do domu
i zostało samotne,
niepotrzebne nikomu.

Zapłakały grzejniki,
pleśń w fotelach usiadła,
na gnijącą podłogę,
łza nostalgii upadła.

Grzyb zagnieździł się w ścianie,
wgryzł się zębami w mury,
splotem macek wysysa,
echa tamtej kultury.

Wieczorami po mieście
smuży się zapach trupi.
Kino, kino na sprzedaż!
Niech ruinę ktoś kupi.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:05:3


Tutejszy tren

wieczór
jak wieczór
zmierzch zapadał zwykły
zarysy twarzy z braku światła nikły
tylko sylwetki rozproszone w mgle
przez senne miasto snuły się

odchodzą twarze
idą cienie
ciche
łagodne
pogodzone
zasłoną mroku otulone
w pamięci zacierają się



ja wiem
że świt otworzy oczy
że chociaż zmienię stan skupienia
w coś
nie do końca pojętego
będę się tak jak myśli toczył
przez wszechświat

jak dźwięk
gitary Ścierańskiego
    Jan Lis - 08-03-2007 00:35:1


Audiencja IV

Schaeffer „Raj Eskimosów”
i sprawa oczywista.
Ujawnia się nam mechanizm,
jak funkcjonuje artysta.

Wygłasza wzniosłe teorie,
jest czysty, wrażliwy i czuły,
a ciało, niestety ciało,
nie może się obejść bez buły.

Sam sobie bączka podbija.
Duch w chmury, fizys w kłopoty,
lecz jakże opuścić glorię,
wspaniałą – bo własnej roboty.

Ceni Się i Swą sztukę,
resztę uważa za bzdety,
nią wyniesiony nad miasto,
na błazna wygląda... niestety.

Dobrze że nasi Artyści,
spektaklu nie oglądali,
mogliby wziąć coś do siebie
i by się po obrażali.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:07:1



Dwór

Ale żeśmy budowali!
Z werwą i zacięciem!
I się zbrodnią okazało,
całe przedsięwzięcie.

Ale byśmy! – odnawiali,
a nie mamy siły.
Będą teraz nas po nocach,
złe zmory dusiły.
Długo...
Póki ktoś pamięta,
póki miejsca znamy,
w których umierają perły,
między pokrzywami.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:07:4
    
Larum

Z braku wilgoci, światła i powietrza
inne przyczyny dendrolog pominie.
Marnieje w oczach dąb naszej kultury
i bez wątpienia już niebawem zginie.

Patrzycie biernie na łyse gałęzie,
wiszące frędzle łykowatej kory
i narzekacie, że tak marnie przędzie
i biadolicie, że taki jest chory.

Pędźcie po wodę. O Prometeusze!
zamiast dostojnie wśród szaraków kroczyć.
Wasi dziadowie za dąb dali duszę.
Oni musieli krwi własnej utoczyć.

Przynieście wody choćby po kropelce,
uśmiechy światła, powietrze majowe,
a ruszą soki i dąb dębem będzie
i znów korona ozdobi mu głowę.

Czy to alarmy waszych samochodów?
Czy róg słyszycie? Może gra gdzieś w kniei?
Zbudź się ELITO! Wody! przynieś wody!
Zapal artystom reflektor nadziei.
    Jan Lis - 06-01-2007 16:08:1